Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lody. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lody. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 września 2013

Felicita

Po naszemu szczęście.
Jako dziecko uwielbiałam tę piosenkę.


Zachwycała mnie długość włosów Rominy i jej sukienką. Kiedyś rodzice obiecali mi, że jak tata pojedzie w delegację to mi taką przywiezie (tak samo obiecuję Bestii, że kupię mu zobaczoną w reklamie zabawkę jeśli tylko przypomni mi o niej na zakupach w markecie :D). Niestety nigdy nie udało mi się tak bardzo zapuścić włosów i jakoś delegacji akurat nie było ;).

Tłumaczenie z tekstowo.pl

Szczęściem jest trzymać się za ręce idąc daleko
Szczęściem jest twoje niewinne spojrzenie wśród tłumu
Szczęściem jest pozostać sobie bliskimi jak dzieci
Szczęście, szczęście...

Szczęściem jest puchowa poduszka, woda w rzece przepływająca
Deszcz, który pada za firankami
Szczęściem jest pogodzić się przy zgaszonych światłach
Szczęście, szczęście...

Szczęściem jest szklanka wina z kanapką
Szczęściem jest zostawić Ci kartkę w szufladzie
Szczęściem jest śpiewać na dwa głosy, jak bardzo mi się podobasz
Szczęście, szczęście...

Słyszysz, w powietrzu już jest nasza miłosna piosenka
Płynąca jak szczęśliwa myśl
Czujesz, w powietrzu już jest najgorętszy promień słońca
Biegnący jak uśmiech szczęścia

Szczęściem jest wieczór z niespodzianką, księżyc w pełni i radio, które gra
Kartka z życzeniami pełna uczuć
Szczęściem jest nieoczekiwana rozmowa telefoniczna
Szczęście, szczęście...

Szczęściem jest plaża nocą, uderzająca fala
Szczęściem jest ręka na sercu pełna miłości
Szczęściem jest czekanie na świt, by zrobić to jeszcze raz
Szczęście, szczęście...

Słyszysz, w powietrzu już jest nasza miłosna piosenka
Płynąca jak szczęśliwa myśl
Czujesz, w powietrzu już jest najgorętszy promień słońca
Biegnący jak uśmiech szczęścia

Może naiwne ale ciągle mi się podoba.

To mi przypomniało rytualne niedzielne obiady. Powinnam zacząć od tego, że w niedzielę zawsze jakoś tak odświętnie się ubieraliśmy dla podkreślenia wyjątkowości tego dnia.
Typowy obiad tego dnia to schab z kluskami śląskimi.
Kluchy mimo, że urodziłam się na Śląsku odkryłam dopiero kiedy WM zachwycił się nimi u niani. Nieoceniona Pani Małgosia podzieliła się przepisem i od tej pory jedliśmy je co tydzień :D.

Przy okazji wspominania niedziel przypomniał mi się też pewien spacer. Nie pamiętam ile wtedy miałam lat ale byłyśmy z Ciotką po kilku tygodniach jakiejś przewlekłej choroby (prawdopodobnie ospy) i rodzice zabrali nas do lasu. Miałam na sobie biały sweterek w kwiatki, z których pamiętam tylko łodygi. 
Wybraliśmy się na wieżę, na którą nigdy nie odważyłam się wejść (ech ten lęk wysokości) i której niestety już nie ma . Spacer, po tej wielotygodniowej kwarantannie, był cudny ale najlepsze czekało na koniec. Poszliśmy na deser do jedynej w wiosce restauracji. Na miejscu prawdziwa gratka - dostałyśmy płonące lody! Byłyśmy zachwycone.
Teraz jak o tym myślę, to deser wyglądał jak położona na talerzu zwykła śnieżka z kupką cukru polaną spirytusem i odrobiną bitej śmietany, ale wtedy byłam wniebowzięta :D. Dla tych co nie wiedzą, najlepsze na świecie lody Śnieżka wyglądają tak:



niedziela, 26 maja 2013

Dzień Matki

Mamo powiedzialam to już przez telefon ale jeszcze tutaj:
z okazji naszego święta  spełnienia wszystkich marzeń!
Kwiatki niestety tylko wirtualnie ale może już niedługo to nadrąbię.



Na śniadanie jak zwykle pyszna jajecznica. Chłopcy jak zwykle odmówili jej zjedzenia. Potem panowie mieli wyjść ale w trakcie sjesty po jedzeniu przysnęliśmy z M. Brzdąc spał a Bzyk z Bestią akurat grzecznie się raem bawili i przez niemal pół godziny zapomnieli o nas. Jak już się zwlekliśmy to chwilę później wymęczony nocą Bzyk zasnął mi na kolanach. W tej sytuacj M. z Bestią pjechali na basen wcześniej.
Niestety nie miałam swojej chwili po młodsi nie spali na zmianę. Uznałam, że skoro Brzdąc nie jest już noworodkiem to koniec bezkarnego łażenia w "piżamie" przez cały dzień. Od dziś niosić się bedzie na dorosło ;).


Po powrocie straszych dostałam swoje kwiatki:


Moi synowie kochani - bardzo dziękuję. Jak zwykle się wzruszyłam.
Po obiedzie z inicjatywy M. wybraliśmy się do Ogrodu Jordanowskiego. Bestia już nawet nie pamiętał, że kiedyś tam był w zwązku z tym zachwycali się nowym miejscem.

Zaczęło padać więc zebraliśmy się na obiecany uroczysty deser. Padło na kawiarnię Biosfeera. Zasadniczo sympatycznie, pod dachem przede wszystkim, mimo, że w ogródku. Kacik dla dzieci w środku zachwycił Bzyka. 



Chłopcy długo studiowali kartę.



Bestia wybrał deser Kinder pycha. Lody z nitą śmietaną i polewą trudno zapsuć więc oczywiście smakowały. Bzyk dostał Big banana - banana na ciepło w cieście z lodami waniliowymi. Sam nie zjadł za dużo (może dlatego, że polano je czymś zielonym) ale mnie i M. smakowało bardzo. 



Czekolada vergniano jest nam dobrze znana więc oczywiście spełniła nasze oczekiwania smakowe. Dodatkowo miała w pakiecie malowanie buzi.


Po posiłku jest też miejsce na drzemkę ;).


Niestety obsługa rusza się za wolno jak dla łaknących słodkości kilkulatów. Mnie natomiast zabrakło miejsca w którym mogłabym spokojnie nakarmić Brzdaca.
Najedzeni poplotkowaliśmy jeszcze ze znajomą i z pwodu deszczu wcześniej niż zakładaliśmy wróciliśmy do domu.


sobota, 25 maja 2013

Koncertowo

Nadal pada.
Dzieci się nudzą więc doapada ich twórczość. Właśnie udało mi się uśpić Brzdąca. Wróciłam do salonu     i bzyk witając mnie entuzjastycznie wziął za rękę i zaciągnął do kuchni. Przypomniało mu się jak bardzo lubi grać na pianinie. Nogami oczywiście, czyli głośniej, patrząc jak ładnie młoteczki stukają.


Brzdąc chyba jednak potrzebował snu bo wirtuozeria Bzyka jakoś mu nie przeszkadzała
Bestia podchwycił i z kartonu zrobił perkursję. Udało mi się spacyfikować ich na tyle, że zaczęli grać na mini fortepianie. Ma on tę zaletę, że daje się regulować głośność :).
Potem, żeby całkowicie nie zaczęli fiksować zaczęliśmy układać tory. Niestety do tego potrzeba faceta. na szczęście M. wrócił i uratował sytuację.


Okazało się, że jedne chłopcom mało. Po jakimś czasie cały salon zamienił się w wielkie torowisko. Była masa radochy a potem jeszcze więcej sprzątnia.


Po obiedzie chłopcy dostali deser na ciepło. Miałam ochotę na lody więc zamknęłam się z nimi cichaczem w sypialni. Niestety pozornie niezainteresowany Brzdąc też patrzył na mnie z wyrzutem. Obiecałam mu, że dostanie swoją porcję, w prawdzie w warriancie przetworzonym ale zawsze. Żeby mogło to jednak nastąpić najpierw ja muisałm się nimi nacieszyć ;) - grunt to dobre wytłumaczenie.


Późnym popołudniem przestało padać i panowie wybrali się jeszcze na spacer. Trochę zmarzli ale przynajmniej odrobinę się dotlenili.