wtorek, 24 września 2013

Pięć

Rośnie, rośnie :). Wczoraj odkryty ząbek wciąż się nie przebił. Waga 6850.
Wierci się, chętniej leży na brzuchu i coraz częściej widząc jak chłopcy szaleją domaga się, żeby brać go na ręce bo sam nogami tak przebiera jakby chciał ich naśladować.


Na tę okoliczność dostał swojego pierwszego chrupka kukurydzianego (tylko jednego i w wersji mini).
Smakował co zakomunikował głośnym płaczem kiedy zaciamkał całego.




Bzyk rano zaliczył wizytę u lekarza. Wczorajsza szybka reakcja pomogła i dzisiaj już bez gorączki ale wciąż nie ma apetytu. Profilaktycznie zostaje dwa dni w domu ale bez leków. Tymczasem próbuje sobie organizować jakoś czas. Najchętniej bawi się samochodami przy okazji oczywiście urządza pobojowisko.


Pięknie już buduje zdania. Przestawia czasem szyk ale i tak jest rozczulający:
"Oś nie ma w domu, jest w kole, tak" :D. A jego : "Mamo grasz w gol (piłkę)?" nie sposób się oprzeć nawet jeśli akurat jestem w połowie smażenia kotletów. 
Bardzo tęsknił za Bestią. Każdy dzwonek do drzwi witany był radosnym "Psysedł!" i potem rozczarowaniem, że to jednak kto inny aż mi go szkoda było.
Popołudniu pomagał mi w gotowaniu.



Bestia ma fiksację na ekologię. Przestałam sortować jak zobaczyłam śmieciarę wrzucającą wszystko do jednej przyczepy. No ale skoro dziecku zależy nabyłam dzisiaj worki :). Radość na jego twarzy kiedy je zobaczył - bezcenna. Chciał je w pokoju trzymać.


Dzisiaj po szkole radośnie oświadczył, że nie musi odrabiać lekcji bo po raz pierwszy odrobił lekcje w świetlicy. Dla mnie Bomba! Nawet dosyć starannie mu wyszło bo po małej przeprawie pochwalił się swoim dziełem.


Tylko szkoda, że Młodemu nie możemy się pięknie odrobioną matematyką pochwalić.







poniedziałek, 16 września 2013

Felicita

Po naszemu szczęście.
Jako dziecko uwielbiałam tę piosenkę.


Zachwycała mnie długość włosów Rominy i jej sukienką. Kiedyś rodzice obiecali mi, że jak tata pojedzie w delegację to mi taką przywiezie (tak samo obiecuję Bestii, że kupię mu zobaczoną w reklamie zabawkę jeśli tylko przypomni mi o niej na zakupach w markecie :D). Niestety nigdy nie udało mi się tak bardzo zapuścić włosów i jakoś delegacji akurat nie było ;).

Tłumaczenie z tekstowo.pl

Szczęściem jest trzymać się za ręce idąc daleko
Szczęściem jest twoje niewinne spojrzenie wśród tłumu
Szczęściem jest pozostać sobie bliskimi jak dzieci
Szczęście, szczęście...

Szczęściem jest puchowa poduszka, woda w rzece przepływająca
Deszcz, który pada za firankami
Szczęściem jest pogodzić się przy zgaszonych światłach
Szczęście, szczęście...

Szczęściem jest szklanka wina z kanapką
Szczęściem jest zostawić Ci kartkę w szufladzie
Szczęściem jest śpiewać na dwa głosy, jak bardzo mi się podobasz
Szczęście, szczęście...

Słyszysz, w powietrzu już jest nasza miłosna piosenka
Płynąca jak szczęśliwa myśl
Czujesz, w powietrzu już jest najgorętszy promień słońca
Biegnący jak uśmiech szczęścia

Szczęściem jest wieczór z niespodzianką, księżyc w pełni i radio, które gra
Kartka z życzeniami pełna uczuć
Szczęściem jest nieoczekiwana rozmowa telefoniczna
Szczęście, szczęście...

Szczęściem jest plaża nocą, uderzająca fala
Szczęściem jest ręka na sercu pełna miłości
Szczęściem jest czekanie na świt, by zrobić to jeszcze raz
Szczęście, szczęście...

Słyszysz, w powietrzu już jest nasza miłosna piosenka
Płynąca jak szczęśliwa myśl
Czujesz, w powietrzu już jest najgorętszy promień słońca
Biegnący jak uśmiech szczęścia

Może naiwne ale ciągle mi się podoba.

To mi przypomniało rytualne niedzielne obiady. Powinnam zacząć od tego, że w niedzielę zawsze jakoś tak odświętnie się ubieraliśmy dla podkreślenia wyjątkowości tego dnia.
Typowy obiad tego dnia to schab z kluskami śląskimi.
Kluchy mimo, że urodziłam się na Śląsku odkryłam dopiero kiedy WM zachwycił się nimi u niani. Nieoceniona Pani Małgosia podzieliła się przepisem i od tej pory jedliśmy je co tydzień :D.

Przy okazji wspominania niedziel przypomniał mi się też pewien spacer. Nie pamiętam ile wtedy miałam lat ale byłyśmy z Ciotką po kilku tygodniach jakiejś przewlekłej choroby (prawdopodobnie ospy) i rodzice zabrali nas do lasu. Miałam na sobie biały sweterek w kwiatki, z których pamiętam tylko łodygi. 
Wybraliśmy się na wieżę, na którą nigdy nie odważyłam się wejść (ech ten lęk wysokości) i której niestety już nie ma . Spacer, po tej wielotygodniowej kwarantannie, był cudny ale najlepsze czekało na koniec. Poszliśmy na deser do jedynej w wiosce restauracji. Na miejscu prawdziwa gratka - dostałyśmy płonące lody! Byłyśmy zachwycone.
Teraz jak o tym myślę, to deser wyglądał jak położona na talerzu zwykła śnieżka z kupką cukru polaną spirytusem i odrobiną bitej śmietany, ale wtedy byłam wniebowzięta :D. Dla tych co nie wiedzą, najlepsze na świecie lody Śnieżka wyglądają tak:



niedziela, 15 września 2013

Nowa dostawa

Dotarła w końcu. Brzdąc testuje bodziaki a Bzyk i Bestia bluzki :).


Mamy nowe wzory bluzek, skarpetek, t-shirtów i majtek.
Się wystawia i pewnie do rana się skończy :D.

sobota, 7 września 2013

Sto lat...

Plan dnia intensywny. Rano się ogarnąć (czyli lekko licząc dwie godziny) potem Nieporęt bo okolicznościowa wizyta u Zbysia a później jak zwykle plaża nad Zegrzem, a po południu dmuchańce na Pikniku Motorowym.
Sobotni poranek leniwy więc kiepsko nam szło zbieranie się. Chłopcy długo ganiali w piżamach.


Czekając aż rodzice się z robotą uporają (podadzą śniadanie, posprzątają, popiorą, porozwieszają, poprasują i spakują się na wyprawę), Bestia słuchał w kółko dwóch piosenek z elementarza, Brzdąc rozrabiał wymagając nieustannej uwagi co najmniej jednego z nas a Bzyk zrobił laurkę:


Zebraliśmy się koło pierwszej a po drodze odebraliśmy jeszcze kwiaty bo w planach miałam mały lifting.
Musiałam się w końcu przełamać, chociaż wyobrażam sobie uśmiech Młodego gdybym kilka miesięcy temu, wpadając do niego z wizytą, przyniosła zielsko zamiast flaszki. 
Zamawiając poprosiłam tylko, żeby nie była to taka typowa - prawie się udało. Ech...


Wyjechaliśmy za późno więc dzieci spały w samochodzie. Na szczęście na miejscu rozmarudził się tylko Bestia i na szczęście szybko udało się go doprowadzić do pionu. Na miejscu dowód na to, że WS, zgodnie z deklaracją, wpadł tu wczoraj.





Zapaliliśmy znicze. Niestety Bzyk nie zna jeszcze wszystkich tajników życia i ze świeczkami ma tylko jedno skojarzenie dlatego na tę okoliczność kilka razy odśpiewał "Sto lat". Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Swoją drogą, jak na dwulatka, ma też doskonałą pamięć bo jak tylko zobaczył zdjęcie natychmiast zawołał: "Zbyś jest!" a zaraz potem zakosił okulary, które od początku leżą tam na kasku. Dobrze, że jak już poprzymierzał i się chwilę pobawił to grzecznie oddał.
Po kilku chwilach i zweryfikowaniu kto został nowym sąsiadem, znudzone dzieciaki same wymyśliły sobie zabawę - ganiali po wodę do kranu i w rowie tworzyli rzeczkę. Niestety kran jest daleko więc biedni nie mogli nadążyć z odpowiednim nawadnianiem ;).

 

W Nieporęcie zbliżającą się jesień widać wyraźniej niż w mieście. Lubię taką ciepłą, kolorową jesień więc w ogóle mnie to nie martwi. Tę zimną, burą i mokrą też lubię ale o tym w listopadzie ;).




Wciąż jednak ciepło dlatego pojechaliśmy na plażę. Na miejscu jak zwykle żaglowe szaleństwo.


Szkoda, że nie zdążyliśmy się tu wybrać ze Zbychem bo miałby o czym rozmawiać. Kilka dni przed wypadkiem jechał tędy z M. i bardzo mu się to miejsce spodobało, ciekawe dlaczego? ;).



Bestia natychmiast pobiegł na plac zabaw. Jak zwykle, natychmiast zawarł kilka nowych znajomości i jak zwykle nie przyszło mu nawet do głowy zapytać jak mają na imię dzieci, z którymi tak świetnie się bawi.


Bzyk ugrzązł w piachu. Co chwilę przybiegał, żeby umyć ręce a że po morzu ma fobię i boli się fal za każdym razem musiałam mu asystować.


Brzdąc przyglądał się wszystkiemu jak zwykle ze stoickim spokojem, czasami tylko śląc nam promienny uśmiech.


Jego uwagę najbardziej przyciągały łabędzie.





Była ich dzisiaj cała masa. Zresztą nie tylko jemu się podobały. Były największą atrakcją na plaży. Bestia i Bzyk też przyglądali się z zainteresowaniem, zachowując jednak odpowiedni dystans.



Później garść atrakcji w postaci mini wesołego miasteczka przy okolicznej restauracji. Były lody, jazda samochodem i trampolina. Karuzela niestety już nie działała. 
W drodze powrotnej obiecany MD. Jeszcze miesiąc temu był w budowie. Ma w środku salę Gym Fun, taką samą, która zachwyciła Bestię kiedy wracaliśmy z nad morza i obiecałam mu, że się tam wybierzemy. Teraz mam z głowy i nie muszę dymać 70 km za W-wę, żeby dotrzymać obietnicy.
Po powrocie jeszcze Piknik, na którym było za głośno i z dmuchańców spuszczono już powietrze, okoliczny plac zabaw, wariacje w domu i w końcu dzieciak zasnęły a ja słuchając Oddziału Zamkniętego przez balkon mogłam usiąść do laptopa.






piątek, 6 września 2013

Miało być

o poważnych chorobach i medycynie niekonwencjonalnej. Miało być o tym dlaczego do Nieporętu jedziemy dopiero jutro. Miało też być jak zwykle o codzienności. Niestety wczoraj przez pół nocy kroiłam ostrą paprykę (jeszcze mnie palce pieką)


 a dzisiaj powtórzyłam tę wątpliwą rozrywkę dokładając jeszcze przeprawę z grzybami


W związku z tym idę się owinąć kołdrą a notki uzupełnię jutro - należy mi się :).

Się czepili

Fajnego burmistrza Ursynowa  i jego niefortunnej wypowiedzi http://wiadomosci.onet.pl/warszawa/burza-po-slowach-guziala-nt-gwaltu-w-lesie-kabackim-to-bezczelnosc/9g58w.
Zaaferowana własnymi sprawami o gwałcie w Lesie Kabackim przeczytałam dopiero dzisiaj.
Po lasku nie biegam tylko co najwyżej jeżdżę na rowerze - raczej nie po ciemku. Pan Burmistrz się nie popisał ale wierzę, że tylko niewłaściwie sformułował swoje spostrzeżenia.
Ofierze szczerze współczuję.
Nie rozumiem tylko czemu mają służyć te biegi/marsze solidarności. Wystraszą gwałciciela i skruszony sam zgłosi się na policję??? Nie lepiej skupić się na sensowniejszych próbach przeciwdziałania?

poniedziałek, 2 września 2013

Witaj szkoło :)

Stało się! Przedszkolak został pierwszoklasistą. Ma w klasie co najmniej troje dzieci ze swojej przedszkolnej grupy, a do zerówki, która ma salę tuż obok, chodzi jego dwóch ulubionych kolegów. Na razie Bestia zachwycony. Pogoda nie dopisała bo zimno i wiało.


Klasa sympatyczna, pani wychowawczyni sprawia wrażenie miłej osoby.


Akademia zabawna. Pan dyrektor krótko i konkretnie w trzech zdaniach, za to pani wice długo i nudno ale dzieciaki dały radę. Pozytywny zaskoczeniem jest to, że mogliśmy dzieci zapisać nie tylko na obiady ale również na podwieczorki. Jeszcze pozytywniej zaskoczyła nas cena bo dodatkowy posiłek to tylko 1,5 dziennie :D.
Bzyk i Brzdąc dzielnie towarzyszyli Bestii w tym ważnym dniu.
O tycie z mazowiecka zwanej rożkiem szczęścia lub rożkiem obfitości przypomniałam sobie dopiero w piątek. Na wariata udało mi się zlokalizować sklep który je sprzedaje <Kleks>
Żeby Bzyk nie robił awantur i nie zabierał bratu to awansem też dostał swoją.


Koledzy i koleżanki sympatyczni więc Bestia z niecierpliwością czeka na jutrzejszy dzień. Mnie za to postraszyła mroczna szkolna szatnia, na szczęście reszta szkoły dużo przyjaźniejsza.


Spotkanie w klasie i akademia to raptem godzina z kawałkiem ale  tyle się działo, że wydawało się co najmniej trzy razy dłużej ;). Bestia po wszystkim dzielnie pozował do zdjęć, chociaż po mamie tego nie lubi.


Tyty vel rożki pełne były słodyczy więc musiałam użyć podstępu żeby dzieci brzuch nie rozbolał i po rozpakowaniu schowałam dyskretnie większość w szafie a reszta ma być zjedzona do końca tygodnia :)


A w domu jeszcze czekała paczka z uzupełnieniem wyprawki.


W ramach odstresowania zajęcia muzyczne.


A Brzdąc jak zwykle przyglądał się wszystkiemu ze stoickim spokojem, czasami tylko wrzucają trafny komentarz: :A aaa"


Przykro tylko, że WM nie było, bo gdyby nie 6 czerwca na pewno wpadłby dzisiaj i udzielił chrześniakowi kilku mONdrych rad.