Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plac zabaw. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą plac zabaw. Pokaż wszystkie posty

sobota, 7 września 2013

Sto lat...

Plan dnia intensywny. Rano się ogarnąć (czyli lekko licząc dwie godziny) potem Nieporęt bo okolicznościowa wizyta u Zbysia a później jak zwykle plaża nad Zegrzem, a po południu dmuchańce na Pikniku Motorowym.
Sobotni poranek leniwy więc kiepsko nam szło zbieranie się. Chłopcy długo ganiali w piżamach.


Czekając aż rodzice się z robotą uporają (podadzą śniadanie, posprzątają, popiorą, porozwieszają, poprasują i spakują się na wyprawę), Bestia słuchał w kółko dwóch piosenek z elementarza, Brzdąc rozrabiał wymagając nieustannej uwagi co najmniej jednego z nas a Bzyk zrobił laurkę:


Zebraliśmy się koło pierwszej a po drodze odebraliśmy jeszcze kwiaty bo w planach miałam mały lifting.
Musiałam się w końcu przełamać, chociaż wyobrażam sobie uśmiech Młodego gdybym kilka miesięcy temu, wpadając do niego z wizytą, przyniosła zielsko zamiast flaszki. 
Zamawiając poprosiłam tylko, żeby nie była to taka typowa - prawie się udało. Ech...


Wyjechaliśmy za późno więc dzieci spały w samochodzie. Na szczęście na miejscu rozmarudził się tylko Bestia i na szczęście szybko udało się go doprowadzić do pionu. Na miejscu dowód na to, że WS, zgodnie z deklaracją, wpadł tu wczoraj.





Zapaliliśmy znicze. Niestety Bzyk nie zna jeszcze wszystkich tajników życia i ze świeczkami ma tylko jedno skojarzenie dlatego na tę okoliczność kilka razy odśpiewał "Sto lat". Na szczęście nikogo nie było w pobliżu. Swoją drogą, jak na dwulatka, ma też doskonałą pamięć bo jak tylko zobaczył zdjęcie natychmiast zawołał: "Zbyś jest!" a zaraz potem zakosił okulary, które od początku leżą tam na kasku. Dobrze, że jak już poprzymierzał i się chwilę pobawił to grzecznie oddał.
Po kilku chwilach i zweryfikowaniu kto został nowym sąsiadem, znudzone dzieciaki same wymyśliły sobie zabawę - ganiali po wodę do kranu i w rowie tworzyli rzeczkę. Niestety kran jest daleko więc biedni nie mogli nadążyć z odpowiednim nawadnianiem ;).

 

W Nieporęcie zbliżającą się jesień widać wyraźniej niż w mieście. Lubię taką ciepłą, kolorową jesień więc w ogóle mnie to nie martwi. Tę zimną, burą i mokrą też lubię ale o tym w listopadzie ;).




Wciąż jednak ciepło dlatego pojechaliśmy na plażę. Na miejscu jak zwykle żaglowe szaleństwo.


Szkoda, że nie zdążyliśmy się tu wybrać ze Zbychem bo miałby o czym rozmawiać. Kilka dni przed wypadkiem jechał tędy z M. i bardzo mu się to miejsce spodobało, ciekawe dlaczego? ;).



Bestia natychmiast pobiegł na plac zabaw. Jak zwykle, natychmiast zawarł kilka nowych znajomości i jak zwykle nie przyszło mu nawet do głowy zapytać jak mają na imię dzieci, z którymi tak świetnie się bawi.


Bzyk ugrzązł w piachu. Co chwilę przybiegał, żeby umyć ręce a że po morzu ma fobię i boli się fal za każdym razem musiałam mu asystować.


Brzdąc przyglądał się wszystkiemu jak zwykle ze stoickim spokojem, czasami tylko śląc nam promienny uśmiech.


Jego uwagę najbardziej przyciągały łabędzie.





Była ich dzisiaj cała masa. Zresztą nie tylko jemu się podobały. Były największą atrakcją na plaży. Bestia i Bzyk też przyglądali się z zainteresowaniem, zachowując jednak odpowiedni dystans.



Później garść atrakcji w postaci mini wesołego miasteczka przy okolicznej restauracji. Były lody, jazda samochodem i trampolina. Karuzela niestety już nie działała. 
W drodze powrotnej obiecany MD. Jeszcze miesiąc temu był w budowie. Ma w środku salę Gym Fun, taką samą, która zachwyciła Bestię kiedy wracaliśmy z nad morza i obiecałam mu, że się tam wybierzemy. Teraz mam z głowy i nie muszę dymać 70 km za W-wę, żeby dotrzymać obietnicy.
Po powrocie jeszcze Piknik, na którym było za głośno i z dmuchańców spuszczono już powietrze, okoliczny plac zabaw, wariacje w domu i w końcu dzieciak zasnęły a ja słuchając Oddziału Zamkniętego przez balkon mogłam usiąść do laptopa.






niedziela, 26 maja 2013

Dzień Matki

Mamo powiedzialam to już przez telefon ale jeszcze tutaj:
z okazji naszego święta  spełnienia wszystkich marzeń!
Kwiatki niestety tylko wirtualnie ale może już niedługo to nadrąbię.



Na śniadanie jak zwykle pyszna jajecznica. Chłopcy jak zwykle odmówili jej zjedzenia. Potem panowie mieli wyjść ale w trakcie sjesty po jedzeniu przysnęliśmy z M. Brzdąc spał a Bzyk z Bestią akurat grzecznie się raem bawili i przez niemal pół godziny zapomnieli o nas. Jak już się zwlekliśmy to chwilę później wymęczony nocą Bzyk zasnął mi na kolanach. W tej sytuacj M. z Bestią pjechali na basen wcześniej.
Niestety nie miałam swojej chwili po młodsi nie spali na zmianę. Uznałam, że skoro Brzdąc nie jest już noworodkiem to koniec bezkarnego łażenia w "piżamie" przez cały dzień. Od dziś niosić się bedzie na dorosło ;).


Po powrocie straszych dostałam swoje kwiatki:


Moi synowie kochani - bardzo dziękuję. Jak zwykle się wzruszyłam.
Po obiedzie z inicjatywy M. wybraliśmy się do Ogrodu Jordanowskiego. Bestia już nawet nie pamiętał, że kiedyś tam był w zwązku z tym zachwycali się nowym miejscem.

Zaczęło padać więc zebraliśmy się na obiecany uroczysty deser. Padło na kawiarnię Biosfeera. Zasadniczo sympatycznie, pod dachem przede wszystkim, mimo, że w ogródku. Kacik dla dzieci w środku zachwycił Bzyka. 



Chłopcy długo studiowali kartę.



Bestia wybrał deser Kinder pycha. Lody z nitą śmietaną i polewą trudno zapsuć więc oczywiście smakowały. Bzyk dostał Big banana - banana na ciepło w cieście z lodami waniliowymi. Sam nie zjadł za dużo (może dlatego, że polano je czymś zielonym) ale mnie i M. smakowało bardzo. 



Czekolada vergniano jest nam dobrze znana więc oczywiście spełniła nasze oczekiwania smakowe. Dodatkowo miała w pakiecie malowanie buzi.


Po posiłku jest też miejsce na drzemkę ;).


Niestety obsługa rusza się za wolno jak dla łaknących słodkości kilkulatów. Mnie natomiast zabrakło miejsca w którym mogłabym spokojnie nakarmić Brzdaca.
Najedzeni poplotkowaliśmy jeszcze ze znajomą i z pwodu deszczu wcześniej niż zakładaliśmy wróciliśmy do domu.


czwartek, 2 maja 2013

Na stadionie

Który jest aniołem, a który demonem?


Poważnie natomiast same mam aniołki w domu ;).
Przed Bzykową drzemką chłopcy poszaleli na placu zabaw.



Postanowiliśmy sprawdzić jakie atrakcje czekają na dzieci w trakcie majówki na Stadionie Narodowym. Największa atrakcja dla Bzyka spotkała go tuż po opuszczeniu samochodu. Dworzec kolejowy, na którym zatrzymuje się mnóstwo pociągów.



SKMki śmigały co chwilę ku olbrzymiej radości Bzyczka.
Potem też było fajnie. 



Niestety PZPN nie przewiduje obecności niemowląt na meczach. Trzeba było pokonać gigantyczne schody, bo wejście dla inwalidów znajdowało się daleko. Na szczęście M. poradził sobie bez problemu.



Nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie płyty i szatni bo wycieczka długa a chcieliśmy jeszcze pospacerować po Łazienkach. Można było za to posiedzieć na trybunach. Najmłodszemu kibicowi też się podobało.


Zajrzeliśmy do sektora dla vipów i kącika dla dzieci.



Bestię zachwycił strój naszej reprezentacji, niestety musi do niego jeszcze troszkę dorosnąć.


Chłopcy rozegrali z babcią mecz, pokręciliśmy się jeszcze chwilę i zaczęliśmy się powoli zbierać. Wszystkim bardzo się podobało.


Niestety w drodze powrotnej mocno się rozpadało i postanowiliśmy przełożyć wypad do Łazienek.
Po krótkim odpoczynku wyszliśmy jeszcze na dwór, żeby pochlapać się w kałużach. Bestia trochę się rozmarudził. Może za dużo wrażeń?







środa, 24 kwietnia 2013

Pierwszy dzień

 Życie w szpitalu zaczyna się niestety bladym świtem. Zresztą noc tez nie należała do najprzyjemniejszych. Moją bezpośrednia sąsiadka dotarła na salę godzinę po mnie. Musieli podać jej krew i koszmarnie jęczała skarżąc się na ból. Kiedy rano pielęgniarka spytała czy mogę już wstać entuzjastycznie przytaknęłam. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby mnie tylko w końcu przenieśli na oddział. Dzielnie wzięłam prysznic i doczłapałam samodzielnie do łóżka. Niedługo potem przywieźli dzieci. Tylko ja wzięłam dziecko, reszta jęczała (okropność!). Stęskniłam się za nim bardzo. Niedługo potem przenieśli nas w końcu do sali.
Hilton to to nie jest ale przynajmniej mieliśmy zapewnioną prywatność, szczególnie, że dostała nam się 201, w której drzwi nie są przeszklone :).



Kroplówki przez źle wkłuty wenflon spływały koszmarnie wolno. Zajmowanie się Iksiem z takim okablowaniem było nielada wyzwaniem ale daliśmy radę i prawie cały czas byliśmy razem. Bardzo pomogła przy tym obecność M.


 Popołudniu udało mi się wywalczyć definitywny koniec z okablowaniem, na wszelki wypadek został tylko wenflon. W tej sytuacji mogliśmy zacząć przyjmować gości. Jako pierwszy wpadł Wujek Młodszy :) i dzielnie. mimo obaw wziął Iksia na ręce.


Tymczasem z chłopcami rozmawiałam w ciągu dnia tylko chwilę bo byli tak pochłonięci zajęciami zorganizowanymi przez Ciotkę (siostrę moją rodzoną, niezastąpioną), że nie mieli dla mnie czasu.



Z Bestią leżałam w 202, z Bzykiem w 215, zostało mi już tylko 214 do obskoczenia ;).
 
                          2007                                          2011                                             2013






sobota, 20 kwietnia 2013

Figlowisko


Bestia jest dla Bzyka wzorem :D. Szkoda tylko, że starszy brat nie zawsze świeci przykładem ;).



Przed południem wybraliśmy się na spacer. Bzyk widząc, że Bestia zakłada kask natychmiast zaczął się domagać dla siebie, potem tak jak w piątek musiał zabrać rower.



Tym razem wybraliśmy się na Figlowisko. Zimą jest tu jedyne w Warszawie czynne 24h na dobę lodowisko. kiedy robi się ciepło zamienia się w plac zabaw dla dzieci. Jego największym atutem są na pewno dmuchańce, z których korzysta się bez ograniczeń w ramach wejściówki.


Cena przystępna chociaż czasami zmienia się w trakcie sezonu - tak było w zeszłym roku. Tym razem zaczęli relatywnie tanio: 10 zł za nieograniczony czas zabawy, płacą tylko dzieci chodzące (Bzyk cały ubiegły sezon wchodził za darmo). Super opcją są karnety: 50 zł za 7 wejść, czyli prawie drugie gratis. Jeśli chodzi o jedzenie to w tym roku obok stoi samochód w którym można kupić lody, napoje, słodycze itp.
Jeszcze nie wystawili wszystkich zabawek ale chłopcy i tak bawili się świetnie.


Po południu męska część rodziny pojechała do Areny Ursynów na IV Międzynarodowy Turniej w Akrobatyce Sportowej "Wars & Saw Cup". Pokazy podobały się nawet Bzykowi, chociaż obawiałam się, że jest jeszcze za mały. Potem jeszcze krótki spacer na Kazurkę i wymęczeni wrócili do domu.






poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Ekologiczna zabawka

M. odprowadził rano Bestię do przedszkola. Przy okazji, ku pamięci, jak zawsze sfotografował ogłoszenie z tablicy. Jednak tym razem jego treść mnie zmroziła:

Zdjęcie 

No ja bardzo przepraszam. Nie po to zaliczyłam dwa lata przedszkola, osiem podstawówki, cztery liceum i pięć studiów, żeby mi na starość dalej zadania domowe zlecano. W praktyce pewnie to będzie konkurs na najbardziej utalentowanego technicznie rodzica. Takim praktykom mówię stanowcze NIE. Po pierwsze dlatego, że czytaj wyżej, po drugie mam dwie lewe ręce. O!

Na dworze cieplutko i nagle wyludniony ostatnio skwerek mocno się zaludnił.

Zdjęcie 

Skoro wiosna to pora zabrać się za porządki. Tak przynajmniej wydawało się Bzykowi. Niestety tym razem moje stanowcze: pozbieraj to! nie przyniosło efektu. Ponieważ ma właśnie 22 miesięcznicę postanowiłam mu w końcu odpuścić.



Zdjęcie

Bestia znowu twórczo. Stworzył w przedszkolu dwie książeczki. Pierwszą z jego ulubionym przepisem. Drugą o samolocie.

 Zdjęcie

Popołudniu turniej szachowy.

Zdjęcie 

Po powrocie Bzyk znowu rozrabiał. Zrobił w łazience jezioro a na moją reprymendę odpowiadał tylko radośnie: "plam, plam" :).

Zdjęcie

Zaczął się sezon na lody. Bestia zachwycony tym faktem domaga się ich co chwilę.

Zdjęcie