Bestii spodobał się Sylwester i zażyczył sobie powtórki w postaci balu karnawałowego.
Przygotowania trwały od rana bo chłopcy zerwali się wcześnie. Bestia planował a mniejsi zajęli się sobą.
M. zabrał Bestię i Bzyka do fryzjera. Ostatnie, mamowe obcinanki na tyle ośmieliły średniego, że odważył się usiąść na fotelu.
Z Bestią oczywiście nie było problemu - wiedział po co idzie no i w końcu szykował się na bal ;)
I mam dzieci wystrzyżone na kadetów.
Gdy wrócili zostawiłam ich samych i z babcią i WS wybraliśmy się do Marek oglądać potencjalne lokum. W środku znalazłam takie cudo.
Na obiad wpadł najstarszy M. z dziewczyną. M przygotował pyszny makaron, Bzyk aż poprosił o dokładkę.
Wcześniej Bestia stworzył plan sali urodzinowej, którą chce otworzyć w ramach sposobu zarabiania na życie. Dokleił ją obok baneru sylwestrowego zasłaniając przy tym włącznik światła :/.
W ramach przygotowań do balu znowu pojawiła się girlanda balonów. Bestia wieszał a młodsi znowu zajęli się sobą.
Fryzury gotowe to czas było się pomalować - wyglądali upiornie.
Upiekliśmy mufinki.
Potem była szalona zabawa.
Na koniec chłopcy wyprosili późniejsze położenie się do łóżek. Brzdąc nie chciał być gorszy, zbuntował się i spać poszedł razem ze starszymi.
W domu ciągle posylwestrowo, balonowo. Brzdąc w swoim żywiole - ciągle balony są jego ulubioną zabawką. Gorzej, że odkrył dźwięk jaki wydają trzymane nogami i pocierane zaślinioną rączką.
Bzyk po powrocie domu znowu starał mi się dzielnie pomagać w opiece nad najmłodszym. Niestety Brzdącowi taka "pomoc" nie zawsze się podoba. Nie lubi kiedy brat usiłuje go karmić.
Nie przepada też za wylewnym okazywaniem uczuć (specyficznych przytulanek)
Mimo to, zawsze gdy chłopcy wracają do domu cieszy się całym sobą i w ogóle sprawia wrażenie jakby braci starszych bardzo lubił :D.
Wieczorem wizyta kontrolna u lekarza. Brzdąc, biedaczek niestety ciągle zasmarkany ale podobno idzie ku lepszemu.
Tymczasem ja zaliczyłam dzisiaj swój pierwszy raz. Dzięki radom babci po raz pierwszy udało mi się usmażyć rybę z panierką i to taką, która ściśle przylegała - do tej pory moja panierka zawsze zostawała na patelni :).
Wydawało mi się, że jak wstanę o piątej to się wyrobię. Tylko mi się wydawało.
Bzyk zaczął zwyczajowym strajkiem: "Nie kce do żłobka, kce spać, boję się" i tak dalej.
Bestia nie dał się ściągnąć z łóżka do siódmej dwadzieścia: "Ja chcęęęęęę spaaaaaać" i tak w kółko.
Za to Brzdąc wstał rześki i gotów do zabawy "odrobinę" komplikując przewidziany plan.
W końcu wyszliśmy, ufff.
Po odmrożeniu samochodu okazało się, że jakiś facet tak zaparkował, że strach było wyjechać. Telefon zostawiłam w domu. Pobiegłam po M., po powrocie popatrzył na mnie jak na wariatkę - okazało się, że w między czasie koleś odjechał a M nie mógł zrozumieć z czym miałam problem :D.
Do szkoły dotarliśmy 5 po. Bestia spóźnił się na lekcję kwadrans. Na szczęście zdążyliśmy na śniadanie w żłobku (ja też boję się żłobkowych cioć ;)). Po porannym marudzeniu Bzyka nie było już śladu, na salę pobiegł już roześmiany.
Popodziwiałam talenty plastyczne średniego i pognałam dalej załatwiać swoje sprawy.
Brzdąc siedzi coraz pewniej, co w dużej mierze jest zasługą babci. Jemu samemu bardzo podoba się nowa perspektywa i ma masę radochy bawiąc się w ten sposób.
Popołudniu spróbowaliśmy wybrać się do fryzjera. Panie fryzjerki przedłużyły sobie jednak świętowanie Nowego Roku. Zamiast były pączki i kinder joy.
Później chłopcy zajęli się nową pasją Bestii: albumem do którego wkleja się piłkarzy. Może w ten sposób w końcu się skusi i zacznie grać :).
Nowy Rok zaczynamy z nadzieję, że nie wydarzy się już nic nieprzewidywalnego. Zaczynamy wcześnie bo dzieci nie balowały jakoś długo ;). Brzdąc jeszcze o czwartej wypatrywał fajerwerków ale, że się nie doczekał to po 15 min. jednak zasnął. Mimo, relatywnie intensywnej nocy, nie wykazywał żadnych oznak zmęczenia.
Dzielny M. zabrał chłopców na trochę na spacer do "parku drzewnego".
Bestia ciągle jeszcze zafiksowany prezentem bożonarodzeniowym wtajemniczył dzisiaj matkę w zasady gry.
Babcia przygotowała pyszny obiad. Na tę okoliczność wpadł WM i poszalał trochę z dzieciakami. Niestety po sylwestrowym szaleństwie nie był pewny czy nie zostawił przypadkiem zupy na kuchence i na deser się z babcią nie załapali. Za to chłopcy sobie nie żałowali.
Resztę dnia się przesnuliśmy. Wieczorem integracja przy bajkach.
I poszliśmy spać :D.
Niniejszym początek roku uważam za relatywnie udany.
Odpust na szczęście z dala od cmentarza bo bliżej kościoła. Niestety i tak nie obeszło się bez marudzenia "chcę balona!". Zwykle jestem tolerancyjna ale takie jarmarki tego dnia powinny być zabronione! Nie twierdzę, że mamy się łzami zalewać ale wychowano mnie w przeświadczeniu, że to dzień zadumy a nie zabawy. Specjalny czas na to, żeby porozmawiać o bliskich, którzy odeszli. Tymczasem na cmentarzu radośnie powiewają helowe dmuchańce a Bzyk szału dostaje - grrrr.
Z drugiej strony to...
Chociaż o tym może innym razem.
Zbieraliśmy się długo
"Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie"
Michaił Bułhakow "Mistrz i Małgorzata"
Wiem, że to już nie ten sam Dżem ale z Jackiem jeszcze trawię ;).
W liceum przy tej okazji zapalałam świeczki też Ridlowi i Cobain'owi. Słodka naiwności, tęsknię za tamtym okresem. Miałam już za sobą doświadczenia z odchodzeniem bliskich ale jednak nie najbliższych mi osób. Najbardziej poruszająca była śmierć Patrycji - córeczki mojej kochanej cioci, która zmarła mając zaledwie kilka miesięcy.
Potem było już dużo, dużo trudniej.
Ciocia Halina, cudowna, jedyna, niezastąpiona. Kiedyś tak rozpaczałam po jej wyjeździe, że od ciągłego płaczu dostałam krwotoku z nosa. Na pierwsze wakacje bez rodziców i rodzeństwa odważyłam się tylko dlatego, że z nią (szczególnie, że obiecała mi przebicie uszu, to jedna z moich ulubionych pamiątek po niej :)).
Fryzury z Ciotką mamy tu stylowe, w środku tato naszych Bliźniaczek :).
Później ciocia Basia, niesamowicie ciepła, na drutach robiła cudne swetry. Żartowała, że zamieniają się z moją mamą w zastępstwie na wnuki z racji tego, że jej mieszka bliżej mojej mamy a my częściej bywamy na wsi niż w Irlandii ;). Taka zastępcza babcia :).
Bzyk strzela focha ;).
Teraz Zbyś, smutno tym bardziej, że tak nagle. Na to nie mogłam się nawet podświadomie przygotować.
Absurdalne i kompletnie bez sensu.
Urządziliśmy Bestii, który miał wtedy mniej więcej sześć tygodni chrzest Wikinga ;).
Czas mija. Jest inaczej ale wcale nie jestem pewna czy łatwiej
No to palę: moim Babciom Janinie i Teodozji, Dziadkom Adamowi i Stanisławowi, ciociom Halinie i Basi, wujkowi Markowi, Patrycji i Zbysiowi
- wierzę (chcę wierzyć), że jest Wam dobrze.
Kiedyś, dawno temu też mną wstrząsnęła śmierć młodego chłopaka. Tyle, że on sam podjął taką decyzję. Bezmiar tragedii ma różne rodzaje. Tymon był moim kolegą z klasy licealnej. Kiedyś na okoliczność tego dnia popełnił ten o to wiersz: