Bzyk zaczął zwyczajowym strajkiem: "Nie kce do żłobka, kce spać, boję się" i tak dalej.
Bestia nie dał się ściągnąć z łóżka do siódmej dwadzieścia: "Ja chcęęęęęę spaaaaaać" i tak w kółko.
Za to Brzdąc wstał rześki i gotów do zabawy "odrobinę" komplikując przewidziany plan.
W końcu wyszliśmy, ufff.
Po odmrożeniu samochodu okazało się, że jakiś facet tak zaparkował, że strach było wyjechać. Telefon zostawiłam w domu. Pobiegłam po M., po powrocie popatrzył na mnie jak na wariatkę - okazało się, że w między czasie koleś odjechał a M nie mógł zrozumieć z czym miałam problem :D.
Do szkoły dotarliśmy 5 po. Bestia spóźnił się na lekcję kwadrans. Na szczęście zdążyliśmy na śniadanie w żłobku (ja też boję się żłobkowych cioć ;)). Po porannym marudzeniu Bzyka nie było już śladu, na salę pobiegł już roześmiany.
Popodziwiałam talenty plastyczne średniego i pognałam dalej załatwiać swoje sprawy.
Brzdąc siedzi coraz pewniej, co w dużej mierze jest zasługą babci. Jemu samemu bardzo podoba się nowa perspektywa i ma masę radochy bawiąc się w ten sposób.
Popołudniu spróbowaliśmy wybrać się do fryzjera. Panie fryzjerki przedłużyły sobie jednak świętowanie Nowego Roku. Zamiast były pączki i kinder joy.
Później chłopcy zajęli się nową pasją Bestii: albumem do którego wkleja się piłkarzy. Może w ten sposób w końcu się skusi i zacznie grać :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz