Dzieciaki dostały po jajku niespodziance ale to w sumie przypadkiem bo Bzyk porwał jedno z półki w trakcie zakupów, gniotąc je doszczętnie. Drugie wzięłam, żeby dało się zidentyfikować kod kreskowy ale w końcu zostało.
Był jeszcze jeden akcent walentynkowy. Lizak w kształcie serca.
Na podanego potem banana reakcja była zdecydowanie mniej entuzjastyczna.
W każdym razie jeżeli dzięki temu świętu chociaż kilka osób przypomina sobie dlaczego tworzy związek to takie święta jestem w stanie tolerować nawet kilka razy w roku.
Niepomna na ubiegłotygodniowe doświadczenie zabrałam Bzyka do sklepu. Poza przygodą z jajkiem był bardzo grzeczny ale zeszło się nieprzyzwoicie długo.
Po drodze mijamy nowo budowane bloki. Ceny mieszkania to nawet 9 tys za metr. Ciekawe kto tyle płaci dostając w pakiecie taki "śliczny" widok z okna?
Wracając wstąpiliśmy jeszcze do sklepu zoologicznego. Bestii długie monologi zdarzają się często ale takiego entuzjastycznego i długiego słowotoku jak na widok swobodnie biegającego królika jeszcze nie słyszałam.
Na obiad popełniłam klasyczny miszmasz. Miało być leczo. Po inwentaryzacji lodówki zrobiłam je ale z akcentem greckim marchewką, porem i selerem (od ryby "po gercku" ;)). A że jestem w ciąży i wszystko mi wolno to podałam je z kluskami śląskimi a na leczo rzuciłam trzy rodzaje sera :D. Pewnie połowa szanujących się kucharzy na myśl o takim połączeniu dostałaby zawału serca.
Chłopcy nie mogą doczekać się wyjazdu. Bestia pieczołowicie skreśla dni i liczy noce do odlotu. Ganiają po domu z walizką usiłując już się pakować. Jako dziecku właśnie taki oczekiwanie i planowanie szczegółów sprawiło mi najwięcej radości. Potem już tyle się działo, że szybko było po wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz