piątek, 8 lutego 2013

Urodziny M.

Post jak zwykle ma ustawioną godzinę publikacji na po godz. 23 dnia, którego dotyczy. W praktyce jest piąta rano dnia następnego. Goście albo poszli sobie albo poszli spać.
Impreza prawie udana.





Idealnie byłoby, gdyby udało się zrealizować plan dotyczący menu ale jakoś słabo ostatnio się czuję. Liczyłam trochę na pomoc M. ale wrócił z pracy prawie trzy godziny później niż deklarował i troszkę się posypało. 
Miało być szybko. To efekt:





Przepis: telefon do suszarni ;).

Zdecydowanie nie byłam dzisiaj wzorową Panią domu. Jedna z moich gaf:



Wcześniej było gorzej bo ułożyłam 64 ;p.
Na szczęście na podanym torcie było już poprawnie :D.


Bzyk rozrabiał.


Mam nadzieję, że oczywistym jest, że puszka jest pusta.

Przed południem wybrałam się z Bzykiem na zakupy. Zapomniałam, że 19 miesięczne dziecko rozumie już niemal wszystko. W trakcie ubierania się, zapytałam czy Królisiowi, którego zamierzał zabrać, nie będzie zimno. Efekt był taki, że musieliśmy założyć mu czapkę.
Na zakupach Bzyk zabawiał personel wkładając pomidory do własnego koszyka, po jednej sztuce.
Miało być szybko, ale że Bzyk śnieg kocha nie mógł sobie darować wygłupów.


To jedna z przyczyn dlaczego zaliczyłam gigantyczny poślizg i z niczym nie mogłam się wyrobić.

Bestia niepocieszony, że już po półkoloniach. Pytał czy w wakacje może tam wrócić, dyplomatycznie odpowiedziałam, że zobaczymy. W trakcie imprezy pełnił rolę honorową i podawał tort.




Zasnął ok. 22, chwilę później zgasło światło. Próba naprawy trwała ok godziny. Pomógł nasz nieoceniony gospodarz domu (zwykle nazywany cieciem, bez zabarwienia negatywnego, ale dzisiaj jestem mu wyjątkowo wdzięczna). Pomógł mimo, że to nie należy do jego obowiązków. W miejscu z tablicą z korkami zawsze trochę ciekło ale ostatnio wyjątkowo mocno i podobno spalił się jakiś kabelek.
W każdym razie mieliśmy nastrojowych kilkadziesiąt minut :D.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz