niedziela, 26 maja 2013

Dzień Matki

Mamo powiedzialam to już przez telefon ale jeszcze tutaj:
z okazji naszego święta  spełnienia wszystkich marzeń!
Kwiatki niestety tylko wirtualnie ale może już niedługo to nadrąbię.



Na śniadanie jak zwykle pyszna jajecznica. Chłopcy jak zwykle odmówili jej zjedzenia. Potem panowie mieli wyjść ale w trakcie sjesty po jedzeniu przysnęliśmy z M. Brzdąc spał a Bzyk z Bestią akurat grzecznie się raem bawili i przez niemal pół godziny zapomnieli o nas. Jak już się zwlekliśmy to chwilę później wymęczony nocą Bzyk zasnął mi na kolanach. W tej sytuacj M. z Bestią pjechali na basen wcześniej.
Niestety nie miałam swojej chwili po młodsi nie spali na zmianę. Uznałam, że skoro Brzdąc nie jest już noworodkiem to koniec bezkarnego łażenia w "piżamie" przez cały dzień. Od dziś niosić się bedzie na dorosło ;).


Po powrocie straszych dostałam swoje kwiatki:


Moi synowie kochani - bardzo dziękuję. Jak zwykle się wzruszyłam.
Po obiedzie z inicjatywy M. wybraliśmy się do Ogrodu Jordanowskiego. Bestia już nawet nie pamiętał, że kiedyś tam był w zwązku z tym zachwycali się nowym miejscem.

Zaczęło padać więc zebraliśmy się na obiecany uroczysty deser. Padło na kawiarnię Biosfeera. Zasadniczo sympatycznie, pod dachem przede wszystkim, mimo, że w ogródku. Kacik dla dzieci w środku zachwycił Bzyka. 



Chłopcy długo studiowali kartę.



Bestia wybrał deser Kinder pycha. Lody z nitą śmietaną i polewą trudno zapsuć więc oczywiście smakowały. Bzyk dostał Big banana - banana na ciepło w cieście z lodami waniliowymi. Sam nie zjadł za dużo (może dlatego, że polano je czymś zielonym) ale mnie i M. smakowało bardzo. 



Czekolada vergniano jest nam dobrze znana więc oczywiście spełniła nasze oczekiwania smakowe. Dodatkowo miała w pakiecie malowanie buzi.


Po posiłku jest też miejsce na drzemkę ;).


Niestety obsługa rusza się za wolno jak dla łaknących słodkości kilkulatów. Mnie natomiast zabrakło miejsca w którym mogłabym spokojnie nakarmić Brzdaca.
Najedzeni poplotkowaliśmy jeszcze ze znajomą i z pwodu deszczu wcześniej niż zakładaliśmy wróciliśmy do domu.


sobota, 25 maja 2013

Koncertowo

Nadal pada.
Dzieci się nudzą więc doapada ich twórczość. Właśnie udało mi się uśpić Brzdąca. Wróciłam do salonu     i bzyk witając mnie entuzjastycznie wziął za rękę i zaciągnął do kuchni. Przypomniało mu się jak bardzo lubi grać na pianinie. Nogami oczywiście, czyli głośniej, patrząc jak ładnie młoteczki stukają.


Brzdąc chyba jednak potrzebował snu bo wirtuozeria Bzyka jakoś mu nie przeszkadzała
Bestia podchwycił i z kartonu zrobił perkursję. Udało mi się spacyfikować ich na tyle, że zaczęli grać na mini fortepianie. Ma on tę zaletę, że daje się regulować głośność :).
Potem, żeby całkowicie nie zaczęli fiksować zaczęliśmy układać tory. Niestety do tego potrzeba faceta. na szczęście M. wrócił i uratował sytuację.


Okazało się, że jedne chłopcom mało. Po jakimś czasie cały salon zamienił się w wielkie torowisko. Była masa radochy a potem jeszcze więcej sprzątnia.


Po obiedzie chłopcy dostali deser na ciepło. Miałam ochotę na lody więc zamknęłam się z nimi cichaczem w sypialni. Niestety pozornie niezainteresowany Brzdąc też patrzył na mnie z wyrzutem. Obiecałam mu, że dostanie swoją porcję, w prawdzie w warriancie przetworzonym ale zawsze. Żeby mogło to jednak nastąpić najpierw ja muisałm się nimi nacieszyć ;) - grunt to dobre wytłumaczenie.


Późnym popołudniem przestało padać i panowie wybrali się jeszcze na spacer. Trochę zmarzli ale przynajmniej odrobinę się dotlenili.






piątek, 24 maja 2013

Ciągle pada

Leje na ścisłość.




Może i lepiej bo nie muszę kwiatków na balkonie podlewać. Chociaż przydałoby się jeszcze w końcu jakimś nawozem je nakarmić. Zwłaszcza, że moje sufienie i tak jakoś biednie zwykle wyglądają. Nie mam pojęcia jak innym udaje się uzyskać takie kaskady.


Gorzej, że z powodu deszczu skończyły się szaleństwa na placach zabaw. 
Bzyk ostatnio najchętniej ganiałby na golasa. Od wczoraj metodą na "bezbolesne" ubieranie jest rozpoczynanie od skarpetek, które sam sobie wybiera. Dorwał wczoraj paczkę tych, które mamy w swojej ofercie. Dzisiejszy wybór to biało - zielone.


Można je kupić na tutaj.
Dopiero po tym podejmuję decyzję co będzie miał tego dnia na sobie.
Jak widać zmajstrowany wczoraj bodziak zdobył również uznanie Bzyka. Stanowczo zażyczył sobie, żeby mu go założyć.


Żeby nie nudzić się w domu panowie pojechali po Bestię i wybrali się do Bajkolandii.


M. wrócił umęczony a synowie bardzo zadowoleni.
Kiedy oni szaleli w kulkach ja męczyłam Brzdąca zdjęciami okolicznościowymi.


Fakt, że matka zmaga się z aparatem mimo, że zupełnie sobie z tym nie radzi rozbawił go na tyle, że udało mi się uchwycić w końcu uśmiech.


W wtorek Bestia miał w przedszkolu zajęcia decupage. Przygotowali prezenty na Dzień Matki. Dumny wręczył mi go dzisiaj - biedak nie mógł wytrzymać do niedzieli.


Prawda, że cudny ten świecznik? 
Wieczorem poprosił, żebym sprawdziła jak działa i włożyła świeczkę. Przy tej okazji chłopcy mogli poćwiczyć dmuchanie przed zbliżającymi się urodzinami. Swoją drogą zastanawia mnie skąd Bzyk wiedział, że tak się robi. Nie przypominam sobie, żeby ostatnio miał okazję.
M. wykąpał Brzdąca i musiał jeszcze jechać popracować. Na szczęście tym razem kładzenie spać odbyło się sprawnie i na czas. Wyrabiam się :D.




czwartek, 23 maja 2013

Jeden

TADAM, TADAM, TADAM!
Dzisiaj o 21:30 miało miejsce BARDZO ważne wydarzenie.
Magda G. przeprowadziła kolejną rewolucję w upadającej restauracji ;).
Poważnie natomiast, dziecię moje najmłodsze przestało być noworodkiem, bez tortu narazie, obchodząc swoje pierwsze małe święto.



Chociaż jest też wersja mówiąca o tym, że ten moment nastąpił dwa dni temu - w chwili ukończenia czwartego tygodnia życia. Opcja pierwsza podoba mi się bardziej. Jakoś trudno uwierzyć, że jeszczcze niedawno mieścił się w moim brzuchu.
Bodziaka na miesięcznicę miałam zamówić na allegro ale oczywiście zapomniałam. Moja radosna twórczość, wynikająca z potrzeby chwili, spotkała się z uznaniem moich panów.
M. stwierdził, że był przekonany, że to kupione a Bestia zażyczył sobie podobnej koszulki z napisem na swoje urodziny. Zważywszy na to, że moje zdolności plastyczno - techniczne, co wielokrotnie podkreślam, zatrzymały się na poziomie trzylatka, wyszło przyzwoicie :D.

Dzień jak co dzień. 
M. znowu cały dzień w pracy. Na szczęście dzisiaj wrócił przed wieczorem.  Nie musiałm też gnać po Bestię bo odebrał go Najstarszy.
Sporą część dnia pochłonęła szfa w pokoju Bestii. Chłopcy zachwyceni skarbami ukrytymi w bałaganie cały czas mi "pomagali".
Bzyk rozwija się w mowie. Dzisiaj poszerzył słownictwo o "I love you". Wszystko przez Mother Goose Club i ulubioną piosenkę o autobusie:


Słucha jej kilkanaście razy dziennie we wszystkich dostępnych na youtube wersjach. Swoją drogą jak tylko Brzdąc sie rozpłacze natychmiast zaczyna nucić piosenkę powtarając "łe łe łe".
Słownik Bzyka:
plam, plam - kąpiel i pluskanie w kałużach
łiii - zjeżdżalnia
ko, ko ko - mleko
koł - koło lub piłka
ofusz mi - otwórz mi, czasem pomóż mi
to - smoczek
hmm, hmm - w odpowiedniej intonacji to pociąg
brum - samochód
działa - w znaczeni niedziała,
mhm - oznaczające zgodę,
czasem mówi zamiast tak - kak.
I oczywiście: NIE, tak, nie ma, mniam, ble,  mama,  tata
Od kilu dni powtarza też dupa, bupa ale nie mam pojęcia co ma na myśli.
Na wsi nauczył się też mówić "dziadku" i dzięki determinacji babci "kukułka".



wtorek, 21 maja 2013

Bywa trudno

Ambitny plan zakłada pisanie jednej notki bieżącej i co najmniej jednej zaległej dziennie. Uda się czy nie uda? ;)
W związku z tym, że mam nie tylko dzieci ale też inne obowiązki, delikatnie pisząc zaganiana jestem ostatnio.
Na dodatek M. pracował dzisiaj do później nocy (czyt. 21-szej).
Bzyk od rana koniecznie chciał wychodzić na dwór. Był tak zdeterminowany, że nawet buty sam założył. Trudno mu było wytłumaczyć, że spacer dopiero po śniadaniu.





Miałam właśnie zebrać się, żeby pójść po Bestię kiedy rozpętała się burza. W tej sytuacji wyjście opóźniło się o godzinę. Wydawało mi się, że 15 min na dotarcie z dwójką młodszych do przedszkola to wystarczająco dużo czasu. Tymczasem Bzyk zachwycony kałużami żadnej nie chciał przepuścić. "Spacer trwał w efekcie trzy razy dłużej. Do przedszkola wpadłam z wywieszonym językiem, dwie, trzy minuty po porze zamknięcia - personel nie był tym zachwycony ale obeszło się bez awantury :).  Tylko Bestia niepocieszony bo wychodził ostatni.


Wracając jak zwykle poprosił o drugi deser. Po negocjacjach weszliśmy do Multikina. Padło ma m&m's za własne oszczędności. Niestety Bzykowi spodobało się pudełko, Bestia jak zwykle oddał mu je na chwilę.
Niestety w wyniku energicznego potrząsania (żeby grzechotało) część cennej (dosłownie) zawartości wylądowała na chodniku. Rozpacz był wielka ale Figlowisko pomogło w opanowaniu histerii.
Chłopcy jak zwykle bawili się tam doskonale i trudno było ich wyciągnąć do domu.


Tylko Brzdąc ziewał znudzony.


Wracając znowu nie mogliśmy ominąć żadnej kałuży. W połowie drogi Bzyk wypatrzył perełkę. Była wielka i głęboka - jak radość z odkrycia. Niestety w efekcie mieliśmy wodę w kaloszach i po chwili musiałam przerwać zabawę i zabrać go siłą do domu.


Wchodzenie z trójka na górę to prawdziwe wyzwanie. Jeszcze większym jet próba położenia ich spać. Już prawie udało się opanować sytuację. Brządc spał, Bzyk prawie a Bestia już wykapany dojadał kolację. W tym momencie z kuchni rozległ się wrzask: "Mamo z tum pudełkiem jest owad!" Pobiegłam ratować najstarszego. W tym czasie Bzyczek uznał, że powinien zaopiekować się najmłodszym. Efekt tej wzruszającej troskliwości był oczywisty. Musiała rozpocząć procedurę od początku.  Wszystko przez JEDNĄ muchę! W końcu się udało, wprawdzie sporo po oznaczonej porze ale co tam - jutro poprawię wyniki ;).







czwartek, 16 maja 2013

T-shirty, skarpetki, majteczki

Czyli jest już nowa dostawa :).


  

Chwilowo jeszcze prezentuje chaotycznie ale powoli udaje nam się ten nieład opanowywać.


To niewielka część zdobytych "skarbów". Brzdąc nieco spowalnia działania ale jakoś nie mamy mu tego za złe ;). Również z jego powodu sklep internetowy jest czasowo onderkonstrakszyn. Skarpetki prawie już. Następne będą cudne bluzeczki (że też moi synowie nie chcą takich nosić), potem t-shirty i majtki. A jak się już z tym uporam to pewnie kolejna dostawa :D.
Zapraszam na aukcje allegro.

czwartek, 2 maja 2013

Na stadionie

Który jest aniołem, a który demonem?


Poważnie natomiast same mam aniołki w domu ;).
Przed Bzykową drzemką chłopcy poszaleli na placu zabaw.



Postanowiliśmy sprawdzić jakie atrakcje czekają na dzieci w trakcie majówki na Stadionie Narodowym. Największa atrakcja dla Bzyka spotkała go tuż po opuszczeniu samochodu. Dworzec kolejowy, na którym zatrzymuje się mnóstwo pociągów.



SKMki śmigały co chwilę ku olbrzymiej radości Bzyczka.
Potem też było fajnie. 



Niestety PZPN nie przewiduje obecności niemowląt na meczach. Trzeba było pokonać gigantyczne schody, bo wejście dla inwalidów znajdowało się daleko. Na szczęście M. poradził sobie bez problemu.



Nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie płyty i szatni bo wycieczka długa a chcieliśmy jeszcze pospacerować po Łazienkach. Można było za to posiedzieć na trybunach. Najmłodszemu kibicowi też się podobało.


Zajrzeliśmy do sektora dla vipów i kącika dla dzieci.



Bestię zachwycił strój naszej reprezentacji, niestety musi do niego jeszcze troszkę dorosnąć.


Chłopcy rozegrali z babcią mecz, pokręciliśmy się jeszcze chwilę i zaczęliśmy się powoli zbierać. Wszystkim bardzo się podobało.


Niestety w drodze powrotnej mocno się rozpadało i postanowiliśmy przełożyć wypad do Łazienek.
Po krótkim odpoczynku wyszliśmy jeszcze na dwór, żeby pochlapać się w kałużach. Bestia trochę się rozmarudził. Może za dużo wrażeń?







środa, 1 maja 2013

Z dziadkami jest wesoło

Aura zachwyca. Podoba mi się, że mam dzieci wiosenno-letnie, dzięki temu nie mamy problemu z witaminą D w naturalnej postaci.


Babcia zajmowała się obiadem a ja mogłam cały czas poświęcać się Brzdącowi. Nie było tego "poświęcenia" za dużo bo nadal głównie je i śpi.


Na obiad przyjechali wujkowie. Wujek Starszy do noworodków podchodzi z dużą rezerwą.


W tym całym zamieszaniu nie usłyszałam, że Brzdąc się obudził, w smutnym efekcie mamy na koncie pierwszą łezkę.



Po pysznym obiedzie wybraliśmy się do Powsina. Poza marudzeniem Bestii było przyjemnie i wesoło. Babcię nawet odrobinę poniosło.


Były lody, plac zabaw, ścianka wspinaczkowa a na koniec helowe balony.


Nieopatrznie obiecałam Bestii ciasteczka a że mam w zwyczaju dotrzymywać słowa a Bestia się upierał przystąpiliśmy do dzieła.


Wyszły koszmarne. Zupełnie nie dało się ich zjeść ale bestia zadowolony z konsekwencji i efektu wizualnego :)