Teraz, dwadzieścia lat po premierze filmu, ich produkty dostępne są również w Polsce.
Z drugiej strony "tłumaczenie" w tej wersji w sumie dobrze oddaje przesłanie.
Film obejrzałam w efekcie fiksacji wczorajszym tematem. W końcu niedziela więc żeby mi się "krócej" pracowało.
W trakcie oglądania wzruszyłam się, przejęłam i jednocześnie zachwyciłam. To ostatnie nie tylko dlatego, że od czasów Foresta Gumpa jestem bezkrytyczną fanką Hanksa a od czasów Władcy pierścieni Elijaha Wood'a (wcześniej nie miałam pojęcia że już w dzieciństwie był bardzo utalentowany).Film jest bardzo malowniczy mimo, że porusza bardzo trudny temat jakim jest przemoc wobec dzieci. Brutalne sceny nie są pokazane wprost (chociaż to akurat nie zawsze dobrze). Zakończenie, dla mnie osoby już dorosłej, jest niestety jednoznaczne, daje jednak promyk nadziei, że trauma w dzieciństwie nie zawsze musi stygmatyzować dorosłego. O interpretacjach finału,często zależnych od wieku w którym obejrzało się film więcej <tutaj>
Dla mnie osobiście finał, w pewny wymiarze, jest bezpośrednio związany z ostatnimi wydarzeniami - rozstanie z młodszym bratem. Mike kończąc swoją opowieść mówi "Przynajmniej takim go zapamiętałem."
Ja nie muszę ubarwiać swoich wspomnień. Bez cienia obłudy mogę powiedzieć, że mam tylko te dobre, bo to dobry chłopak był i akurat mnie jakoś nigdy za skórę nie zalazł.
Rano dziecię moje najstarsze postanwiło udowodnić że etap przedszkolaka ma już za sobą. Wybrał się SAM na zakupy. Poszło u doskonale!
Na obiad wpadł dzisiaj NSM (Najstarszy syn M.). Zaczął bawić się z chłopcami w "Głupiego Jasia".
Natychmiast stanęła mi w oczach scena z 25 marca (zaległa notka z tego dnia wciąż czeka na publikację). Odwiedziła nas wtedy wnuczka sąsiadki Biłorusinki. Bestia bardzo czekał na tę wizytę. Niestety dzieci z powodu bariery językowej miały kłopot z komunikacją. Wpadł Zbyś i zaczął się z nimi bawić w "Głupiego Jasia" właśnie. Okrzyki radości przy tej okazji było pewnie słychać na całym osiedlu. Problem nieznajomości języka zniknął natychmiast.
Przy okazji obiadu, w związku z dużą liczbą osób przewijających się przez nasz dom, a niewielką iloscią czasu, poprosiłam Wujka Starszego żeby podrzucił makaron, który serwują zawodnikom po zawodach.
To dostałam...
karton makaronu penne. Wciąż tyle zostało:
Ja miałam oczywiście na myśli gotowe danie ale jak tłumaczył WS przecież gotuje się go tylko 10 min. Niby racja, zapomniał tylko, że raczej nie wypada podać go saute ;).
Myślałam, że nam się nie przyda. Myliłam się bo świetnie pełni funkcję np. dużych klocków ;).
Popołudniu M. z Bestią odtransportowali Bliźniaczki z dworca na lotnisko - szkoda, że musiały już wracać.
Tymczasem Bzyk z Brzdącem urzędowali na placu zabaw.
Wymęczone dzieciaki poszły spać wyjątkowo wcześnie.