Zanim się pojawiła odwiedziliśmy plac zabaw, który odkryliśmy kiedy Bestia chodził w ubiegłe wakacje do dyżurnego przedszkola (dla zmyłki pobyt nazywany półkolonią). Plac zabaw przy Pala Telekiego jest jednym z fajniejszych na Ursynowie a że dawno tu nie byliśmy to w rankingu Bestii uplasował się na trzecim miejscu:
1. Pala Telekiego (zwany koło przedszkola z uśmiechem)
3. Park Jurajski (zwany z dinozaurami)
Plac zabaw zmodernizowano w 2009 i zrobiono to z pomysłam :).
Nim jednak chłopcy mogli się zacząć cieszyć zaplanowaną atrakcją musieliśmy jakoś na niego dotrzeć. Chodzenie po schodach z ciężarem mimo ciąży mam opanowane do perfekcji (oczywiście wolę schodzenie) więc "schody" zaczęły się dopiero na dole. Bestia zażyczył sobie żebyśmy zabrali rower. Bzyk natychmiast podłapał, tylko niestety jego jeden na górze drugi zamknięty w piwnicy. Po kłótniach, wrzaskach i przepychankach udało im się jednak osiągnąć kompromis.
Nim jednak chłopcy mogli się zacząć cieszyć zaplanowaną atrakcją musieliśmy jakoś na niego dotrzeć. Chodzenie po schodach z ciężarem mimo ciąży mam opanowane do perfekcji (oczywiście wolę schodzenie) więc "schody" zaczęły się dopiero na dole. Bestia zażyczył sobie żebyśmy zabrali rower. Bzyk natychmiast podłapał, tylko niestety jego jeden na górze drugi zamknięty w piwnicy. Po kłótniach, wrzaskach i przepychankach udało im się jednak osiągnąć kompromis.
Bzyk nie puścił kierownicy aż do windy. Metro samo w sobie tez jest atrakcją, zwłaszcza teraz kiedy pociągi są największą fascynacją.
Na placu zabaw Bestia wsiąkł natychmiast nie ustalając nawet miejsca zbiórki i przypomniał sobie o nas dopiero kilkanaście minut później. Wydzierał się tak, że pewnie na Mokotowie było go słychać, rozpaczając, że zginął mu rower, który wchodzą przestawiłam kilka metrów dalej, obok ławki, którą zajęliśmy. Przy okazji beztrosko zostawił w koszyku telefon. Bzyk mimo, że kilkoro dzieci wyrażało ochotę na wspólną zabawę dalej woli szaleć sam (względnie z Bestią a i to nie zawsze).
Oczywiście nie chcieli wychodzić. Niestety byliśmy tam w porze drzemki bo na popołudnie przewidywano zmianę pogody i dlatego po dwóch godzinach trzeba było wracać.
Dotlenieni potwornie zgłodnieli. Bestia był nawet gotów pochłonąć szybę ;). Nie mogło się więc obejść bez hot-dogów z minutki.
Mieliśmy szczęście bo zdążyliśmy dotrzeć do domu dosłownie na chwilę przed ulewą ze śniegiem i grzmotami w tle.
Właśnie po tej ulewie pojawiła się wspomniana na początku tęcza, a nawet dwie tylko druga bladziutka.
Nie padało długo więc po południu chłopcy jeszcze raz wyszli na dwór. Tym razem z M. pojeździć na rowerach. Bzyczek w końcu miał swój własny :).
Nie padało długo więc po południu chłopcy jeszcze raz wyszli na dwór. Tym razem z M. pojeździć na rowerach. Bzyczek w końcu miał swój własny :).
Bzyk oglądając potem to zdjęcie wskazał na kierownicę i powiedział "dzyn, dzyn nie ma". M. nie ma wyjścia tylko, żeby było sprawiedliwie młodszemu na kierownicy dzwonek zamontować.
W krótkim czasie, w którym chłopcy byli w domu energia ich rozpierała i prześcigali się w dziwnych pomysłach. Niestety mimo intensywności dnia Bzyk znowu zasnął po 22-giej.
W krótkim czasie, w którym chłopcy byli w domu energia ich rozpierała i prześcigali się w dziwnych pomysłach. Niestety mimo intensywności dnia Bzyk znowu zasnął po 22-giej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz